Po spotkaniu z Georgią, nic nie mogło mnie tamtego dnia zaskoczyć. Wsiadłam normalnie jako ostatnia do autobusu i pojechałam do szkoły. Kiedy podjechaliśmy, nie mogłam przepchać się do wyjścia więc prawie pojechałam jeden przystanek dalej. Na szczęście pewna pani była bardzo ,,miła'' i po wyzwaniu mnie od dziwaków i frajerów jakimi według niej są wszyscy Francuzi i rowerzyści, przepuściła mnie do wyjścia.
Kiedy wreszcie weszłam do budynku nowej szkoły, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to nietypowy kolor ścian. Bordowy, owszem jest ładny, ale spodziewałam się jakiegoś rażącego w oczy białego. Poszłam dalej korytarzem, by dojść do mojej szafki nr. 59, ale potknęłam się i wylądowałam na kremowych kafelkach.
- Nic ci nie jest?- Odezwał się głos nade mną.
- Ała- mruknęłam.
Tajemnicza osoba podała mi rękę. Chwyciłam ją i podniosłam się z ziemi.
- Na pewno wszystko okej?- Zapytał głos. Teraz zobaczyłam wysokiego bruneta z czarnymi oczami. Patrzył się na mnie w dosyć dziwny sposób. Trochę się zawstydziłam i chyba zarumieniłam.
- Ślicznie się rumienisz- powiedział chłopak przybliżając się do mnie.
- Aha- odsunęłam się od niego z prędkością światła.- Jennifer- podałam mu rękę.
- Peter- uśmiechnął się do mnie.
- Miło było poznać- wydusiłam i odbiegłam spory kawałek. Mam naprawdę pech co do chłopaków. Teraz taki idiota będzie za mną łaził, łaził i łaził. Westchnęłam i pobiegłam przed siebie szukając szafki nr. 59. Nareszcie ją znalazłam! Podeszłam do niej i wykręciła kod. 9674. Otworzyłam ją zamaszyście, po czym usłyszałam odgłos jakby w coś uderzyła. Szybko zerknęłam kto dostał w twarz drzwiami mojej szafki. Zobaczyłam dziewczynę trzymającą się za nos. Miała brązowe włosy sięgające nieco za ramiona oraz kakaowe oczy.
- O matko, przepraszam- jęknęłam.
Dziewczyna spojrzała się na mnie.
- Jesteś nowa, prawda?- Zapytała.
- Yhm- skinęłam głową.
- Jestem Valery- powiedziała zdejmując rękę z nosa.
- A ja Jennifer- uśmiechnęłam się. Chciałam jeszcze coś dodać, ale usłyszałam dzwonek. Zamknęłam szafkę uważając, żeby nikogo nie uderzyć i rozejrzałam się po korytarzu.
- Yyy... Wiesz gdzie jest sala matematyczna?- Zapytałam Valery.
- Jasne- zaśmiała się i pociągnęła mnie za rękę do sali.
Weszłyśmy jako jedne z ostatnich, ale na szczęście nie było jeszcze nauczyciela. Valery usiadła obok mega przystojnego chłopaka z brązowymi włosami i brązowo-zielonymi oczami. Troszeczkę jej zazdroszczę. Głównie dlatego, że ostatnie wolne miejsce było obok Petera. Ze zniechęceniem usiadłam obok niego.
- I coś cię do mnie przywiodło. Czyżby miłość?- Poruszył zabawnie brwiami i przysunął się do mnie.
- Nie. Głównie to przypadek- mruknęłam.
- Przypadki nie istnieją- prawie na mnie usiadł kiedy ja szybko się odsunęłam i tym sposobem Peter wylądował twarzą na podłodze.
W sali wszyscy wybuchli nieopanowanym śmiechem.
Nagle podszedł do nas zabójczo przystojny chłopak, z którym Valery miała siedzieć w ławce.
- Peter, dzisiaj siedzisz obok Katy- powiedział i wskazał na blondynkę siedzącą w głębi sali przy oknie, która patrzyła na niego z wyrzutem.
- Serio?- Westchnął.
Chłopak, który do nas podszedł pokiwał głową. Peter z niechęcią powlókł się do Katy.
- Dziękuję- powiedziałam do 'wybawcy'.
- Nic wielkiego. I przy okazji, nazywam się Scott- uśmiechnął się.
- Jennifer- odwzajemniłam uśmiech.
Scott mrugnął do mnei przyjacielsko i wrócił na miejsce obok Valery.
Zajęłam swoje miejsce i oczekiwałam na przyjście nauczyciela kiedy podszedł do mnie koleś ze słuchawkami, czarnymi włosami (delikatnie zakręconymi) i brązowymi oczami.
- Maxi- przywitał się.- Siedziałem obok Katy, ale tam siedzi teraz Peter. Mogę?- Wskazał na miejsce obok mnie.
Kiwnęłam głową.
- Jennifer- podałam mu rękę. Uścisnął ją.
- Dzień dobry, przepraszam miałem naradę nauczycielską!- Krzyknął matematyk wchodząc do sali.
Miał dosyć spore wąsy, śmieszne okularki i miał już siwe włosy. Na środku jego głowy można było dostrzec łysinę wielkości 50 centów.
- Zaczynamy dzisiaj od podstawowych własności figur geometrycznych na płaszczyźnie- powiedział i wyjął ze skórzanej torby podręcznik.- Otwórzcie książki na stronie 21- dodał po chwili szukania odpowiedniej strony. Usiadł wygodnie na krześle, po czym wyjął z torby jeszcze jakiś zeszyt oraz dziennik naszej klasy. Z małego piórnika wyciągnął niebieski długopis i zaczął zapisywać coś w notesie.
- Em. Które zadanie mamy robić?- Panującą w klasie ciszę przerwała Valery.
Matematyk podskoczył.
- Przestraszyłaś mnie- powiedział łapiąc się za serce.- Ale dobrze. Zacznijcie od zadania 3 i zróbcie wszystko do zadania yyy...7- polecił i powrócił do zapisywania różnych rzeczy w notesie.
Zerknęłam do podręcznika.
Punkt C dzieli odcinek AB długości 24cm na dwa odcinki, których stosunek długości jest równy 6:2. Jaka jest długość każdego z odcinków?
No nie! Z tego zawsze byłam słaba.
- Wytłumaczyć?- Zapytał Maxi widząc moją zrozpaczoną minę.
Kiwnęłam głową.
- Patrz.
24:(6+2)=3 − dla 1 jednostki skali.
Teraz: 3*6=18 i 3*2=6
Te odcinki to 18 i 6
Rozumiesz?- Zapytał po zapisaniu kilku rzeczy w moim zeszycie.
- Tak- przytuliłam go i zaczęłam czytać kolejne zadanie.
Valery
Te zadania są prościutkie! Dziwne, że Scott tyle nad tym myśli.
- Scott, co się dzieje?- Delikatnie szturchnęłam go w ramię.
Spojrzał na mnie nieprzytomnie.
- Nic- odpowiedział po dłuższej chwili.
Naprawdę się przeraziłam.
- Scott, co się stało?- Zapytałam przerażona.
- Wszystko okej- powiedział kładąc głowę na biurku.
- Panie profesorze!- Krzyknęłam podnosząc się z miejsca.
- Tak, Valery?- Zapytał.
- Scott źle się czuje. Czy mogę iść z nim do pielęgniarki?- Zapytałam.
- Oczywiście- powiedział zatroskany profesor.
Scott był jednym z jego najlepszych uczniów. Bardzo się o niego martwił.
Pomogłam przyjacielowi wstać z krzesła i dojść do drzwi. Opuściliśmy salę w pośpiechu, tuż przed wybuchem śmiechu Scott'a.
- To było nieziemskie!- Krzyknął na korytarzu.
- To ja tu myślę, że to dur brzuszny czy coś, a tym takie coś odwalasz?!- Warknęłam, powstrzymując się przed uśmiechem. Kocham te nasze głupawki.
- Aha- wystawił mi język.
- Cha, cha, cha. Śmieszne. Bardzo- mruknęłam udając obrażoną.
- Val, błagam to tylko dla jaj. Chyba, że chcesz, żeby mówiono na ciebie...- zaczął, a ja szybko przyłożyłam mu rękę do ust.
- Ani słowa- syknęłam prawie śmiejąc się.
- Valeria- dokończył mamrocząc.
Zabrałam mu rękę z twarzy.
- Smakujesz wiśniową czekoladą- stwierdził.
Szybko wytarłam dłoń.
- Dziękuję- zaśmiałam się.
Już miał coś dopowiedzieć, ale usłyszeliśmy, że ktoś wychodzi z łazienki. Scott szybko złapał się za brzuch, a ja go chwyciłam, że niby go podtrzymuję.
- Val, Scotti?- Usłyszeliśmy za sobą.
Odwróciliśmy się. Zobaczyłam Skyler.
- Sky, to tylko ty- odsapnął z ulgą Scott i przytulił dziewczynę.
- Tak, ja!- Uśmiechnęła się.
- Panie Scott!- Usłyszeliśmy za sobą.
Ups! To mamy teraz przerąbane.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Cześć! Po dwutygodniowej nieobecności wracam z rozdziałem:). Mamy trochę więcej bohaterów i można się czasami nie połapać, za co przepraszam. Mam nadzieję, że za tydzień już dodam II rozdział.
Szablon na bloga wykonała moja siostra- Marka. Jej blogi:
Napisałam też z nią ten rozdział i prolog:)
Cześć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz